Paweł Hordejuk - menedżer muzyczny

Co jest nieuniknionym elementem każdego dnia menedżera muzycznego? Czego wymagają od Pana na co dzień?

Czasy są cyfrowe, więc nieodłącznym elementem każdego dnia jest sprawdzenie poczty, wizyta na stronach zespołów, facebooku. No i telefon, który nadal jest jednym z podstawowych narzędzi pracy. Gdyby wyłączyć telefon i internet, to tak naprawdę można tylko posłuchać muzyki. A w tym przypadku, to raczej przyjemność, niż element pracy :-)

Jak zaczyna dzień menedżer muzyczny?

Nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Inaczej zaczyna się dzień w trasie koncertowej, inaczej w przerwie między trasami, kiedy kolejne koncerty trzeba zaplanować. Jeszcze inaczej, kiedy terminy koncertów są już zarezerwowane i trzeba się zająć logistycznym przygotowaniem.
Planując klubową trasę koncertową, trzeba mieć przed oczami mapę, a w głowie plan na szkielet trasy, czyli najważniejsze kluby, w których trzeba zarezerwować terminy. To często dzieje się z wielomiesięcznym wyprzedzeniem.
Kiedy terminy są ustalone, wówczas trzeba dopilnować spraw związanych z wyjazdami na koncerty – hotele, nagłośnienia, oświetlenia, inne elementy oprawy. A kiedy przychodzi do koncertów, wówczas dzień zaczyna się śniadaniem w hotelu lub spotkaniem przy busie, bo plan jest już opracowany i dopięty i teraz tylko trzeba dopilnować, żeby wszędzie gdzie trzeba dotrzeć na czas oraz żeby wszyscy zaangażowani w produkcję koncertu robili to, co do nich należy.
Zatem dzień może zaczynać się o bardzo różnych porach i w różny sposób w zależności od tego, czym przyjdzie się danego dnia zajmować.

Każdy Pański dzień posiada plan działania?

Jeżeli chodzi o rozpisany na godziny plan zajęć, to nigdy tak nie jest. Czasami, choć rzadko, zapisuję sobie na kartce pilne rzeczy do zrobienia. Z drugiej strony, zawsze o poranku wiem, co – mniej więcej – powinienem zrobić, czym się zająć, a co dokończyć. Czasem też pojawiają się sprawy nagłe, w których szybkie decyzje pozwalają na zaradzenie niespodziewanym komplikacjom, lub otwierają kolejne, niespodziewane możliwości.

Ma Pan jakiś sposób na zarządzanie czasem? Posiada Pan jakiś notatnik, kalendarz lub laptop z którym się Pan nie rozstaje?

Na przestrzeni ostatnich lat bardzo się to zmieniło. Od książkowego kalendarza z zapisami kontaktów, terminami itp., przez laptopa, który był nieodłącznym elementem w podróży i w biurze, później już laptopa, zawsze z dostępem do internetu, teraz coraz częściej zastępowanego przez coraz bardziej zaawansowane telefony, w których poza numerami telefonów jest też zsynchronizowany kalendarz, do którego dostęp mają także artyści oraz pocztą, którą na bieżąco można sprawdzać w telefonie i w pewnym zakresie, również przez ten telefon odpowiadać. Tak samo w telefonie (w pełnej synchronizacji z komputerem) można ustawiać przypomnienia zadań, zajęć, kolejnych pozycji w kalendarzu. Jednak nadal podstawowym zarządcą mego czasu jest to, co poukładam sobie w głowie.

Zapewne musi być Pan w ciągłym kontakcie z zespołem, organizatorami itp. Ile średnio rozmawia Pan przez telefon w ciągu dnia?

Telefon jest najszybszym sposobem komunikacji jeśli potrzeba reakcji drugiej strony. Nigdy nie zastanawiałem się nad uśrednianiem czasu spędzanego na telefonie, ale myślę, że dość dużo. Ze względu na to, że specyfika pracy, zarówno na poziomie planowania, jak też realizacji planów, wymaga kontaktów z osobami często od siebie oddalonymi, telefon jest najdogodniejszą formą komunikacji.
Oczywiście, tutaj także różnie to wygląda na różnych etapach. W trakcie planowania koncertów, rozmów jest mniej i są krótsze. Po prostu trzeba ustalić terminy, możliwości, warunki wstępne. Później jednak trzeba to przełożyć na pisemne ustalenia, umowy, formalności. Później, gdy przychodzi do negocjacji szczegółów, czasem dzieje się to na piśmie, czasem łatwiej wszystko omówić i przenegocjować, a potem tylko ustalenia przelać na papier. W trasie, kiedy i zespół i organizatorzy są w ruchu, telefon jest podstawowym narzędziem załatwiania spraw.
Podobnie jest w kontaktach z zespołem. O rzeczach strategicznych rozmawiamy z wyprzedzeniem, albo umawiając się na spotkanie, albo obdzwaniając wszystkich po kolei, gdy czasu jest mniej, a decyzje trzeba podjąć pilnie. W trasie z zespołem jestem w stałym kontakcie. Jeśli jest to zespół happysad, to z nimi jestem na stałe w busie, miejscach koncertowych, hotelach. W przypadku innych zespołów, gdy tylko mogę, jestem z nimi na koncertach osobiście, w przeciwnym wypadku, mój zastępca (tour manager) jest ze mną w stałym kontakcie, zdając relacje, zgłaszając problemy, informując o ich rozwiązaniu.

Nadchodzi dzień koncertu. Jak wygląda praca menedżera w takim dniu?

Tutaj wszystko zależy od tego, czy mogę być na koncercie osobiście, czy też nie. Czasem zdarza się, że dwa, lub nawet trzy zespoły mają koncert tego samego dnia o podobnej porze w różnych częściach kraju. Z przyczyn oczywistych osobiście mogę być tylko z jednym.
Jeśli jestem z zespołem, to w zależności, czy jest to wyjazd na pierwszy koncert, czy przejazd pomiędzy kolejnymi, różnica polega głównie na tym, że wszyscy zaangażowani dostają zawczasu przygotowaną przeze mnie informację na temat planu dnia z namiarami, godzinami i adresami. Pierwszego dnia po prostu wszyscy mają się o odpowiednich porach pojawić w określonych miejscach i dotrzeć na czas do celu. Później jest łatwiej, bo wystarczy się pojawić o określonej porze na śniadaniu, potem przy busie i dalej już pilnuję wspólnego rozkładu dnia. A to oznacza, że o określonej godzinie trzeba wyjechać do kolejnego miejsca. O ustalonej porze organizator, lub przedstawiciel klubu/domu kultury/organizatora koncertu musi udostępnić scenę ekipie technicznej.
W zależności, czy koncert jest klubowy, czy plenerowy ekipa techniczna i zespół muszą dotrzeć na wskazaną godzinę na miejsce. Potem trzeba dopilnować harmonogramu prób, koncertu itp. Będąc na miejscu z zespołem czuwam nad każdym z tych etapów osobiście. W innych wypadkach telefonicznie czuwam nad realizacją wcześniej zaplanowanych ustaleń.
W zależności od koncertu, poza pilnowaniem czasu, warunków technicznych i przebiegu koncertu, do tego dochodzi także umawianie wywiadów, spotkań z fanami (np. podpisywanie płyt w miejscowym Empiku), dostarczanie organizatorowi listy gości, kontrola warunków technicznych, czasem też nadzór nad wpuszczaniem publiczności do klubu. Kiedy zespół schodzi ze sceny to także dopilnowanie demontażu i wszystkich innych spraw (np. podpisywania płyt, plakatów itp.) do momentu dotarcia zespołu po koncercie do hotelu.
W między czasie także dopełnienie wszelkich formalności związanych z rozliczeniami finansowymi z organizatorem i innymi formalnościami.


Które obowiązki menedżera pochłaniają najwięcej czasu?

W różnych okresach w ciągu roku i na różnych etapach, różnie można to oceniać. Przed koncertami, sporo czasu zajmuje proces ich planowania, ustalania, dopełniania formalności, przygotowania logistycznego. Jednak można powiedzieć, że jest to praca typowo biurowa.
Najciężej określić czas związany bezpośrednio z trasą koncertową. Jeśli przyjmiemy, że klubowy koncert zespołu happysad trwa dwie godziny, np. od 19:00 do 21:00, to zazwyczaj zespół przyjeżdża do klubu około 15:00, po około 90 minutach przeznaczonych na rozładunek i montaż na scenie, przychodzi pora na próbę (czyli zazwyczaj 16:30-17:30). Czasami jeśli gramy z dodatkowym zespołem trzeba przyjechać wcześniej, a granie zaczyna się później, więc muzycy mogą udać się do hotelu. Jeśli wszystko przebiega sprawnie i bez zakłóceń, może być to także wolny czas dla menadżera, ale często nie jest. O 18:00 w takim przypadku jest otwarcie bram dla publiczności, czyli wtedy znów powinienem być na miejscu. W międzyczasie jest pora na zaplanowane wywiady. O 19:00 jest koncert jeśli gramy sami, z gościem zazwyczaj godzinę później.
Potem rozliczenie, formalności, w tym czasie demontaż, potem hotel, czyli jak dobrze pójdzie około 23:00. Daje to około ośmiu godzin spędzonych w klubie.
Najtrudniej ocenić jednak, w naszej specyfice, czas spędzony w podróży. Czasem kilka krótkich, czasem dłuższych, a czasem nawet kilkanaście godzin w podróży. Z jednej strony trudno ten czas zaliczyć do aktywnej pracy, z drugiej jednak jest jej nieodłącznym elementem.
W przypadku zespołu Indios Bravos, jeśli jestem osobiście, wygląda to podobnie, jeśli nie mogę być, zadania te deleguję na tour managera, wcześniej wysyłając mu dokładny plan działań, a później dokonując rozliczenia.
A po powrocie z koncertowego wyjazdu, jeszcze trzeba wszystko porozliczać po to, by artyści mogli dostać swoje wynagrodzenie, a firma mogła normalnie funkcjonować, bo poza artystycznymi i organizacyjnymi aspektami tej pracy jest to także normalny biznes, który daje utrzymanie w skali zespołu happysad kilkunastu, a całościowo drobnym, ale jednak kilkudziesięciu osobom.

Praca menedżera wiąże się z ciągłą dyspozycyjnością. Menedżer może sobie pozwolić na czas prywatny? Wolny od telefonów, maili? Jak Pan to godzi?

Myślę, że każdy, w każdej pracy może pozwolić sobie na czas prywatny, inaczej należałoby się zastanowić nad formą terapii ;) Godzenie tego nie jest jednak proste, choć jest możliwe. Z jednej strony, w czasie trasy koncertowej często jest tak, że na wyjazdach spędzamy więcej czasu, niż w domach z rodzinami, z drugiej jednak, są okresy pomiędzy trasami. Nie jest to czas wolny, ani całkiem prywatny, ponieważ wtedy trwa planowanie kolejnych koncertów, próby zespołu, czasem wyjazdy kompozycyjne, nagrania itp. Mimo wszystko, w czasie między wyjazdami czasu spędzanego z bliskimi mamy raczej więcej niż w przypadku kadry menadżerskiej pracującej na etacie w np. w korporacjach.
Ciągła dyspozycyjność sprawia, że czasem trzeba zaangażować się w organizowanie i załatwianie dla „swoich” artystów także spraw poza artystycznych, np. pomagając w załatwianiu formalności kredytowych, czy umownie „wywierceniu dziury w ścianie”. Z tego względu, kiedyś od kolegów z zespołu dostałem życzenia z okazji Dnia Matki, co było bardzo miłą niespodzianką. Mimo wszystko, w czasie między koncertami, czy choćby w okresie wakacyjnym, kiedy koncertów jest znacząco mniej, staram się poświęcać rodzinie, zwłaszcza dzieciom, możliwie jak najwięcej czasu.
Uwolnienie się od telefonu jest chyba największym problemem, ale nawet kiedy w trakcie wakacyjnego wyjazdu pozwolę sobie na godzinę czasu na sprawdzenie maili i nieodebranych telefonów, nie stanowi to dla mnie problemu i myślę, że czasu „prywatnego” zbytnio nie zabiera i nie ogranicza, ponieważ w takich sytuacjach zajmuję się wyłącznie sprawami nagłymi, które nie mogą zaczekać do powrotu. Z czasem wypracowałem sobie raczej dobre rozeznanie w tej materii i sprawy mniejszej wagi, po prostu, zostawiam na później.

Jakie były Pana początki? Z czym najtrudniej sobie poradzić jako młody menedżer?

Moja sytuacja była tutaj dość nietypowa. Po jedenastu latach pracy zawodowej, w tym także na stanowiskach kierowniczych m.in. w dużej firmie medialnej, zacząłem współpracę z Piotrem Wieteską, czyli menadżerem zespołu Kult, jako jego asystent.W tym czasie trafiliśmy na zespół happysad, który nas urzekł. Gdy zdecydowaliśmy się na opiekę menadżerską nad nimi i ustaliliśmy, że będzie to moje zadanie, większym problemem od bycia „młodym menedżerem” było bycie menedżerem młodego, nieznanego zespołu. A czasy i możliwości były zupełnie inne niż dziś. Działał już internet, co było mocną stroną przy promocji zespołu, jednak nie był on ani „laptopowy”, ani mobilny. Okazało się, że większość kontaktów do których miałem dostęp pracując z zespołem Kult, była zupełnie nieprzydatna dla potrzeb debiutującego zespołu happysad. Wtedy, dla mnie, największym problemem był brak odpowiednich kontaktów i namiarów na małe kluby i organizatorów niewielkich koncertów. Wówczas z pomocą przyszedł mi, poznany wcześniej przy okazji współpracy z zespołem Kult, ówczesny menedżer punkrockowego zespołu KSU Paweł Tylko, który w tamtym czasie grał około stu koncertów rocznie w małych i średnich klubach. Któregoś razu, po wspólnym koncercie juwenaliowym, na którym happysad grał jako dodatek do Kultu, KSU grało pomiędzy, siedliśmy razem z – książkowymi wówczas – notesami, dostałem namiary z adnotacjami, gdzie jest dobrze, gdzie źle, gdzie na co trzeba zwracać uwagę i na tej podstawie zbudowałem pierwszą samodzielną trasę zespołu happysad. Do dziś to pamiętam i do dziś staram się spłacać ten dług, dzieląc się z innymi „młodymi” menedżerami „młodych zespołów” kontaktami, namiarami i własnym doświadczeniem.

Praca na takim stanowisku jak menedżer muzyczny to duże obciążenie psychiczne?

Myślę, że tak. Jestem przekonany, że do tej pracy trzeba mieć pewne, specyficzne predyspozycje. Jestem przekonany, że trzeba robić to z pasją do muzyki, zaangażowaniem, choć jestem przekonany, że dobry menedżer w każdej branży musi mieć pasję do tego co robi. W tej branży potrzeba mieć, poza dużą odpornością psychiczną, jeszcze pewne specyficzne właściwości. W przypadku pracy z artystami, zwłaszcza tymi, którzy osiągnęli sukces i – na swój sposób stali się osobami publicznymi – trzeba mieć na uwadze wyważenie ich podwyższonej wrażliwości, w kontakcie z reakcjami publiczności i mediów. Ważne jest zachowanie dystansu między sferą prywatną i publiczną artysty – rolą menedżera jest dbanie o zachowanie właściwych proporcji, pozostając cały czas w cieniu. Dobry menedżer musi radzić sobie z sytuacją swoich artystów i swoją bezimienną rolą w tej sytuacji.

  • Polecane

Loading