złe perspektywy

Z moich najbliższych został w Polsce tylko zespół. Dziesięć lat temu nikt nie myślał, że stąd wyjedzie. Wszyscy sądzili, że będziemy mieć dzieci, będziemy pracować i będzie super - Kuba Kawalec, wokalista happysad, w wywiadzie dla Relaza. (12.10.2006)

Relaz: Zagraliście trasę koncertową z Hurtem. Jak frekwencja?

Kuba Kawalec: Bardzo dobra. W zasadzie jeden klub nie był pełny. To była Wytwórnia Filmów Fabularnych we Wrocławiu na trzy tysiące osób, ale i tak to był jeden z lepszych koncertów. W Zielonej Górze zagraliśmy dwa koncerty dzień po dniu, bo było tak duże zainteresowanie.

Teraz się usamodzielniliście i sami jeździcie?
Tak. Na wiosenne czy jesienne trasy jeździmy z kimś, bo to zawsze raźniej jest.

Czego nauczyliście się podczas tras koncertowych, supportowania dużych zespołów?
Grać się nauczyliśmy, choć dalej kulejemy z techniką i tego typu rzeczami. Nagle pojawiło się dużo koncertów, sporo zaczęliśmy grać – spadło to na nas z zaskoczenia.

Z kim najlepiej się koncertowało, bo graliście m.in. z Hurtem, Myslovitz, Kultem?
Trudno to sklasyfikować. Każdy ma coś w sobie. Akurat tak się złożyło, że graliśmy z zespołami, które bardzo szanujemy zarówno prywatnie, jak i muzycznie. Dla nas jest to pewnego rodzaju nobilitacja i wyróżnienie. Cieszymy się, że nas nie odrzucają, a nie tak jak kiedyś, że byliśmy zespołem na doczepkę. Z Kultem było tak, że graliśmy koncerty na pięć tysięcy osób. To był kosmos, bo w życiu tylu ludzi nie widzieliśmy. No, może jak papież przyjeżdżał, to widzieliśmy więcej. Z Pidżamą Porno była całkiem inna energia, żywioł, inni ludzie. Z Hurtem się już tak skumplowaliśmy, że jak się spotykamy, to nasze imprezy robią się niebezpieczne.

Pomogły Wam te supporty?
Na początku – ogromnie. Nie wyobrażam sobie, abyśmy byli w tym samym miejscu, w którym jesteśmy teraz, nie grając wcześniej z Kultem. Zagraliśmy z nimi około piętnastu koncertów i potem odwiedzając samodzielnie te same miasta mieliśmy pełne kluby.

Dzisiaj z kolei gracie przed Mandaryną.
Nie jest to dla mnie wielki powód do szczęścia. To był przypadek, nie było to zaplanowane. Unikamy zazwyczaj imprez, które mają odmienne klimaty, bo ludzie, którzy czekają na nas pomieszani z ludźmi, którzy czekają na Mandarynę nie dają fajnej energii, jest źle.

Jesteście jeszcze niszowym zespołem?
Nie potrafię powiedzieć, kto nas słucha i ile to jest osób. Ludzie przychodzą na koncerty, więc nie wiem, czy jesteśmy zespołem niszowym. Gramy muzykę, która jest poza obiegiem mainstreamowym, nie puszczają nas komercyjne stacje, więc można powiedzieć, że jesteśmy niszowi. Z drugiej strony nie jesteśmy, bo nikt w tę niszę specjalnie nie celuje.

Zapowiadacie, że kolejna płyta będzie smutna w każdym aspekcie. To jest odpowiedź na to, co się dzieje w Polsce, świecie?
Nie, po prostu mamy taki klimat.

Ale jednak to, co się dzieje aktualnie w Polsce ma jakiś wpływ na Waszą twórczość.
Jest tak, że jeden maluje konie, drugi garbate kobiety, a trzeci trupie czaszki. Każdy ma swój klimat, w którym się dobrze czuje. Mamy sporo smutnych piosenek, których nie gramy, ale one są nasze i nie chcielibyśmy, aby się zmarnowały. To będzie na pewno inna płyta.

Do tej pory było tak, że nie mieliście piosenek z jakimś konkretnym przekazem, ideą. Na dodatek jeszcze mówicie, że jesteście bezideowcami. Nie kusiło Was to kiedyś, aby ludziom powiedzieć róbcie tak, nie róbcie tak?A ty byś chciał, żeby ktoś ci tak mówił?

Zawsze możecie sugerować, pokazywać ludziom drogę.
Jesteśmy w innych czasach. Przed 90. rokiem ludzie potrzebowali jasnego określenia, prawdy o życiu, bodźca tłamszonego przez system, który wystrzeli energią. Teraz jest tak, że każdy ma swoją drogę.

Muzyka rockowa powinna nieść jakieś idee, przesłani
A dlaczego powinna? Oczywiście, są pewne nurty wpisane w ideowość. Na przykład punkowy niesie ze sobą walkę z brakiem wolności. My nie mamy jakiegoś przesłania, to są obrazy, historie wzięte z życia, opowieści widziane naszymi oczami. Jesteśmy filmem obyczajowym. To nie jest tak, że biorąc do ręki gitarę i śpiewając jakieś piosenki musisz nieść jakieś ciekawe przesłanie.

Wielokrotnie media Wam przyczepiały etykietki, że jesteście punkrockowcami. Jest w Was bunt?
Są różne odcienie buntu. Mogę się buntować przeciwko temu, że dziewczyna ode mnie odeszła, że cały świat jest zły. Jest to mój prywatny bunt. Wiele spraw politycznych nas denerwuje, na przykład. Mamy jakiś klimat, jakieś emocje i ich się trzymamy. Nie chcemy mówić, że Giertych jest złym ministrem, wicepremierem i w ogóle wszyscy są tam źli, do dupy. Oczywiście mogę się buntować przeciwko temu, mówić o tym, ale nie chcę tego wplatać w muzykę.

Czyli piosenki obyczajowe, a nie polityczne.
Pojawiają się piosenki prospołeczne, ale to nigdy nie są piosenki wycelowane w system. Nie potrafię powiedzieć, dlaczego tak się dzieje.

Bardzo spodobał mi się tekst jednej z Waszych piosenek jestem Polakiem, nie kradnę samochodów i nie jestem pijakiem. Jest tu pewnego rodzaju bunt, walka ze stereotypem.
Można to tak nazwać. Tekst się wziął z tego, że pisałem pracę magisterską o Polakach zagranicą. I tam właśnie dominowało przeświadczenie, że Polacy to są pijacy, kradną samochody i żadnego pożytku z nich nie ma. Czułem się całkiem innym Polakiem i stąd się wzięła piosenka.

Denerwujesz się, gdy słyszysz takie głosy?
Oczywiście! Są Polacy, którzy kradną samochody i są tacy, co piją powyżej przeciętnej. Chodziło mi o to, aby powiedzieć, że ja taki nie jestem.

Dalej uważasz, że Polska i świat potrzebują psychologa?
Niektóre piosenki się dezaktualizują. Ta była dosyć kabaretowa. Wzięła się ze zjawiska Adama Małysza - był przeciętny, a tu nagle pojawił się psycholog i uzdrowił wszystkie jego niedociągnięcia. Okazało się, że dzięki psychologowi wszystko zaczęło się dobrze dziać, cała Polska go pokochała, było pięknie. Pomyślałem sobie, że gdyby taki psycholog przyszedł do każdego, to by było fajnie. (śmiech)

Kochanie, raz jeszcze przemyśl to / zostajemy, przeczekamy czy uciekamy stąd śpiewasz, ale czy zastanawiasz się nad tym?
To jest obserwacja środowiska moich znajomych. Z moich najbliższych został w Polsce tylko zespół. Tak to wszyscy są w Anglii, Irlandii czy Szwecji. To jest smutne. Dziesięć lat temu nikt nie myślał, że stąd wyjedzie. Wszyscy sądzili, że będziemy mieć dzieci, będziemy pracować i będzie super.

Co wpływa na tę sytuację, że ludzie wyjeżdżają?
Wyjeżdżają, bo tutaj są złe perspektywy.

Z kolei mam takie wrażenie, że Wam jest dobrze w Polsce. Założyliście sobie jakiś plan i go wykonujecie.
Powiedziałem kiedyś, że choćby nie wiem, jak mnie cisnęło - nie wyjadę stąd. Znam jakiś język obcy i zapewne dałbym sobie radę, ale nie wyobrażam sobie, że wyjeżdżając np. do Anglii będzie mi dobrze. Wiem, że jakbym wyjechał, to miałbym trzy razy większego doła niż mam w Polsce. A w Polsce można sobie spokojnie poradzić z tym, jeżeli ma się znajomych itd. Teraz jesteśmy w takiej sytuacji, że muzyka zajmuje 3/4 naszego życia i, jeżeli robisz to, co lubisz i to ci jakoś wychodzi, na dodatek czujesz jakieś poparcie, to trzeba być szaleńcem, aby to zrywać w takim momencie.

Jest jakaś koniunktura na Was.
Jest jakaś koniunktura – mówiąc ekonomicznym językiem. Przychodzą ludzie i to cieszy. Każdy z nas jest realistą i zdaje sobie sprawę, że za dwa, trzy lata tak już może nie być. Disco polo też się świetnie sprzedawało i nagle zostały trzy zespoły w Polsce, a było ich ze dwieście.

Strasznie pesymistycznie podchodzisz do tych spraw.
Rzadko stać mnie na optymizm.

Nie masz powodów?
To chyba z natury człowieka się bierze. Malkontentyzm ciężki. My jesteśmy bardzo wesołymi ludźmi, ale nie wszystko cieszy.

To co cieszy?
Bardzo dobre jedzenie cieszy. (śmiech) Również fajny koncert cieszy, a nie cieszy niefajny.


Rozmawiał: Seweryn Domagała

  • Polecane

Loading